Obecnie specjaliści tacy jak psychologowie, trenerzy czy coache często wypowiadają się, nie tylko w programach tematycznych, lecz również w programach śniadaniowych, związanych ze zmianą sylwetki czy związanych z planowaniem rodziny. Sama też obserwuję, że od piętnastu lat, zauważalna jest zmiana – ludzie nie boją się już tak bardzo wizyty u psychologa, nie jest ona już tak stygmatyzująca i jednoznaczna z zaburzeniem czy chorobą psychiczną.
To dobry znak, bo świadczy to o tym, że ludzie są bardziej świadomi – rozumieją, że do psychologa idzie się nie tylko z problemem psychicznym, lecz przede wszystkim z chęcią zmian – z tym, że czuję, że jest jakoś, a chce inaczej. Nie zawsze wiem, jak do tego dotrzeć, jakich użyć narzędzi, jak zarządzać emocjami i sobą w tej zmianie…W tym bardzo pomocny jest właśnie psycholog.
Jednak dlaczego akurat teraz, w tych ostatnich latach zauważalna jest ta zmiana?
Tłumnie do psychologa, trenera czy coacha
Tak jak napisałam powyżej, od kilkunastu już lat obserwuję zmianę w polskim społeczeństwie. Zdecydowanie chętniej, rodacy korzystają z pomocy specjalistów, którzy bardzo ogólnie rzecz ujmując – pomagają w pokonywaniu trudności, rozwoju czy budowaniu świadomości i radzeniu sobie z przeszłością, która potrafi bardzo wyraźnie zaznaczać się w teraźniejszości.
Bardzo często to, co wpływa na podjęcie decyzji o sesji ze specjalistą jest obietnica zmiany. Wszechobecne mówienie, że „możesz wszystko”, „sky is the limit” i inne tego typu, sprawiają, że my też chcemy – chcemy osiągać, dostawać, czuć się lepiej. Kiedy obiecuje to specjalista – poczucie, że niewiele trzeba zrobić by to osiągnąć zaczyna kiełkować.
Niestety zazwyczaj nie prowadzi to do zamierzonych efektów – to nie specjalista, jego wiedza, doświadczenie, ilość przepracowanych lat wpływają na jakość i szybkość Twoich zmian. O tym jak zmieniasz jakościowo i w czasie, zależy TYLKO OD CIEBIE. Możesz mieć wybitnego specjalistę obok siebie, jednak jeśli to TY nie podejmiesz działania, jeśli to TY nie będziesz regularnie pracować, jeśli to TY nie będziesz konsekwentna/konsekwentny – żaden specjalista nie będzie w stanie Ci pomóc.
Pamiętaj, że NAJWIĘCEJ, ZALEŻY OD CIEBIE. Nikt nie wykona za Ciebie Twojej pracy.
To co pierwotne i to co „tu i teraz”
Najczęściej okazuje się, że osoby, które decydują się na współpracę – rzeczywiście działają. Zatem dają sobie szansę na to, żeby osiągać stawiane cele, dążyć do tego, co ważne, priorytetowe. Dodatkowo okazuje się, że do gabinetów takowych specjalistów, bardzo często trafiają osoby z niskim poczuciem własnej wartości (co nie oznacza, że nie osiągają one sukcesów zawodowych), kompleksami czy bardzo krzywdzącymi przekonaniami w odniesieniu do siebie lub ważnych w życiu obszarów.
Nadzwyczaj często w moim gabinecie pracuję z klientami nad zmianą niezdrowych przekonań, przewartościowaniem tego co dzieję się w życiu, krzywdzącymi wspomnieniami, lękiem (najczęściej przed oceną, krytyką – również tą wewnętrzną).
Jacek Santorski, wybitny polski psycholog powiedział, że „Jako naród mamy głęboko zakorzeniony i rozpowszechniony kompleks niskiej wartości i nieufności. […] Pierwotne jest zakorzenione w Polakach poczucie niedowartościowania.”
Niedowartościowanie = wroga postawa wobec innych?
Jak się okazuje, poczucie niedowartościowania, znacząco bardziej wpływa, nie tylko na funkcjonowanie człowieka lecz również jego postawę wobec innych czy procesy decyzyjne.
Zakorzenione niedowartościowanie, ma bowiem ogromny wpływ na deficyt szacunku, szacunku tak w ogóle. Łatwiej będąc niedowartościowanym, gardzić innymi, poniżać ich czy poddawać się emocji zawiści. Zazwyczaj jednak jest jak w powiedzeniu, że „każdy kij ma dwa końce”. Okazuje się, że stosowanie takich działań, które uderzają w godność i wartość drugiego człowieka, sprawia, że ostatecznie, osoby te też mogą czuć się niedowartościowane – to mechanizm, który tak naprawdę jest szkodliwy dla wszystkich. Zaczyna tworzyć błędne koło, które trudno przerwać.
Nasiąknieni
Nie trudno sobie wyobrazić, że jeżeli w swoim najbliższym otoczeniu, ma się osoby, które są silnie niedowartościowane czyli z dużym prawdopodobieństwem, są wrogo nastawione do innych, hejt nie jest im obcy, a do tego narzekanie raczej nie jest rzadkością – można tym wszystkim nasiąknąć…
Obracając się w takim gronie ludzi, raczej trudno usłyszeć coś pozytywnego, już nie mówiąc o pozytywach na swój własny temat. Nie ma zatem pozytywnych informacji zwrotnych, docenienia, uważności na to, co pozytywne, wartościowe. Często brakuje także informacji o tym, że każdy z nas ma prawo się mylić i nie świadczy o o braku kompetencji czy naszej wartości – każdy a prawo nie wiedzieć, popełniać błędy, uczyć się przez pryzmat niepowodzeń (przecież to najlepsza forma nauki – przez doświadczenia, inaczej się nie da).
Psychologiczne disco-polo
Według Jacka Santorskiego „Polskie dziecko nie słyszy ani w szkole, ani w kościele, ani w domu, że da radę, że ma prawo być sobą i eksperymentować. A wszystko to można usłyszeć na mityngach motywacyjnych albo od coacha. Zwłaszcza jeśli jest to takie disco polo psychologiczne, gdzie na każde trudne pytanie dostaniesz prostą odpowiedź. I moja teza jest taka, że dziś ci discopolowi trenerzy personalni pracują z tym samym targetem co Jarosław Kaczyński. Tylko pozytywnie.”
Rzeczywiście, rzesze ludzi korzystają ze „wsparcia” kogoś, kto w dużym skrócie, mówi, że „wszystko się da”, robiąc przy okazji tego mówienia wielki show – które tylko na chwile podnosi poziom nadziei, zapala do działania. Jednak najczęściej po powrocie do domu, okazuje się, że nic już z tego nie zostaje – bo nie ma narzędzi, nie ma rozwiązań, nie ma wytłumaczonych pewnych mechanizmów – za to wtłoczono do głowy „da się”. A to za mało, to nie wystarczy…
Warto wiedzieć, że nie ma szybkich rozwiązań – wprowadzanie zmian w życie to jest proces, który nie trwa 40 minut…Czasami trwa kilka dni, tygodni, miesięcy, a czasami kilka lat. Na podjęcie pewnych działań, trzeba być przecież chętnym, gotowym.
Nie oznacza to, że z góry należy założyć, że jest to złe rozwiązanie – jeżeli jedynym pozytywnym bodźcem w Twoim otoczeniu jest „psychologiczne disco-polo”, to lepiej, że jest chociaż namiastka tego, co jest pozytywne, niż gdyby miało nie być tego wcale. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy to wystarczy?
Szkodzi czy pomaga?
Można się zastanowić, czy „psychologiczne disco-polo” szkodzi czy pomaga? Patrząc przez pryzmat realistycznej pomocy, wiedzy, świadomości i zmian – co do odpowiedzi nie ma wątpliwości, nie pomaga.
Można jednak popatrzeć na to z innej perspektywy – tej którą w swojej wypowiedzi przedstawił wspomniany Jacek Santorski. Można popatrzeć na psychologiczne disco-polo jako na działanie pozytywny, bo skupia się na efekcie, na tym że się da, że można, że nie ma granic. Czy to nie lepsze rozwiązanie, niż to co dzieje się obecnie w polityce – gdzie przekaz jest bardzo jasny: „jesteś wartościowym człowiekiem tylko wtedy, kiedy jesteś w elicie, jesteś nad kimś”.
Jacek Santorski powiedział „[…] Wolę, żeby ludzie mieli w głowie pozytywną papkę od „happy coacha” niż negatywną, która mówi im, że nic nie znaczą. Bo pytanie jest proste: jaką papką chcemy sobie zapełnić głowę? Z badań neuronauki wynika, że aż 85 proc. ludzi jeśli nie musi, to nie myśli, tylko wypełnia głowę papkami, czyli stereotypami, uproszczeniami, mitami. Tylko 15 proc. z nas rozpatruje sprawy w pełnej ich złożoności. […] Kilkadziesiąt lat temu wielu zastanawiało się jak to możliwe, że społeczeństwo Goethego mogło kupić nazizm. Okazało się, że właśnie z powodu narracji, która w określonych warunkach ekonomicznych zagrała. A to hierarchiczna, tzw. autorytarna narracja, która mówi, że jesteś kimś tylko wtedy, kiedy jesteś nad kimś i przeciw komuś. Dlatego jeżeli mamy leczyć swoje kompleksy nakręcając w sieci hejt nad polską blogerką, której udało się odnieść spektakularny sukces w światowej branży modowej, to wolę kolejnego mówcę motywacyjnego, który mówi ludziom: możesz!”
Podsumowując
Nie wiem, co Ty o tym sądzisz, ja przyjmując argumenty Jacka Santorskiego, w dużym stopniu się z nim zgadzam. Wciąż uważam jednak, że jeżeli chcesz prawdziwych zmian, potrzebujesz prawdziwego wsparcia, a nie psychologicznej, disco-polowej papki.
O tym jak w świetle tego wszystkiego ma się rozczarowanie – i jak łączy się z tym wszechobecne dążenie do szczęścia, napiszę w kolejnym artykule. Do jego lektury, już dzisiaj Ciebie zapraszam!