W ostatnim artykule dotyczącym tego tematu, pisałam o tym jakie znaczenie w budowaniu odporności ma duchowość, rozumiana w kontekście poza religijnym. Wspomniałam wówczas, że w kolejnych częściach tego tekstu, napiszę o każdej z trzech cech, które są istotne dla budowania odporności.
Jeżeli poprzdni artykuł nie ejst ci znany,z achęcam do nadrobienia zaległości: Odporność w życiu codziennym czyli dlaczego duchowość ma znaczenie? Cz. 1
Pierwsza istotna cecha w budowaniu odporności: pielęgnowanie nadziei
Stwierdzenie, że nadzieja umiera ostatnia jest znane niemal, a być może nawet na całym świecie. Pokazuje to, jak nadzieja jest ważna, jak wiele dodaje siły. O tym, jak ogromne znaczenie ma nadzieja mówią także lekarze – wypowiadając się bardzo jasno, że kiedy pacjent straci nadzieję, a jego szanse na wyzdrowienie są bardzo duże, proces zdrowienia jest bardzo utrudniony, a czasami nawet niemożliwy.
O swoim zdziwieniu w odniesieniu do tego czym jest nadzieja, napisała Brown Brene „muszę stwierdzić jako naukowiec, że najwięcej nieporozumień dotyczy znaczenia słów „nadzieja” i „siła”. Kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego, że nadzieja stanowi ważny element życia Autentycznego, zaczęłam badać to pojęcie i natknęłam się na ważną pracę C.R. Snydera, byłego pracownika Uniwersytetu Stanowego Kansas. Myślałam podobnie jak większość ludzi – że nadzieja jest uczuciem ugruntowanym w optymizmie i realnych możliwościach. Myliłam się jednak. Doznałam szoku, kiedy okazało się, że nadzieja to nie uczucie, ale sposób myślenia, określony proces kognitywny. Emocje pełnią rolę wspierającą, zaś nadzieja to sposób myślenia, na który składa się, jak to określa Snyder: <<trylogia celów, sposobów i wiary w siebie>>.”
Czym jest nadzieja?
Myślę, że nie tylko dla Brown Brene było to zaskakujące odkrycie – wielu z nas postrzega nadzieję, jako trzymanie się tego, co pozytywne w oderwaniu od rzeczywistości. A przecież to nie tak. Według badaczki „[…] najprościej mówiąc, z nadzieją mamy do czynienia, gdy:
- potrafimy postawić sobie realistyczne cele
- wiemy, jak je osiągnąć, ale też musimy pozostać elastyczni i myśleć o innych sposobach ich zrealizowania („Wiem, jak coś osiągnąć, jestem wytrwały/a i pogodzę się z porażką i będę dalej próbować”)
- wierzymy w siebie („Na pewno mi się uda!”)
Zatem na nadzieję składają się cele, wytrwałość i wiara w siebie.” Myślę, że to bardzo interesujące rozłożenie nadziei na kawałki – i ponownie tutaj, tak jak w poprzednim tekście napisze, że takie rozkładanie pewnych konstruktów na części pierwsze, jest bardzo zasadne, bo to pokazuje, że proces o którym myślimy może wyglądać zupełnie inaczej, a często bywa tak, ze jest znacznie mniej skomplikowany niż nam się wydaje.
Nadzieja – nabyta czy wrodzona?
Parząc na trzyelementowy „skład nadziei” można się zastanowić, czy z umiejętnością nadziei trzeba się urodzić czy też można ją w sobie wykształcić. Według wspomnianego powyżej badacza – C.R. Snydera, nadziei rozumianej jako sposób myślenia, można nauczyć się od ludzi, którymi się otaczamy. W przypadku dzieci, istotny jest proces modelowania czyli uczenia się poprzez obserwacje rodziców. Zatem jeśli dla rodziców ten sposób myślenia nie jest obcy, dziecko nabędzie tej umiejętności w sytuacji obcowania z bliskimi.
Jednak, jak twierdzi C.R. Snyder, aby nauczenie się nadziei poprzez modelowanie było możliwe, konieczne jest budowanie relacji z dzieckiem w oparciu o granice, stałość i wsparcie. Warto zatem w procesie wychowawczym pamiętać o tych trzech elementach, bo w znaczącym stopni determinują one to, czy dziecko będzie w stanie czerpać od rodziców jak najwięcej. Zatem jest to świadomy wybór rodzica.
Brown Brene napisała, że „[…] w swoich badaniach stwierdziłam, iż te osoby, które uważają się za pełne nadziei, kładą duży nacisk na wytrwałość i ciężką pracę. Przekonanie, które zaczyna dominować w naszej kulturze, że wszystko powinno być szybkie, łatwe i przyjemne, kłóci się tymczasem z nadzieją. A ponadto współcześnie obserwujemy też zanik nadziei. Kiedy natykamy się na coś trudnego, co wymaga czasu i wysiłku, natychmiast zaczynamy myśleć: <<To powinno być łatwe. Nie warto się wysilać>> albo: <<Powinno mi iść łatwiej. Cała sprawa się ślimaczy, bo nie jestem w tym dobry>>. Jednak osoby, które mają nadzieję, myślą: <<To trudna sprawa, ale sobie poradzę.>>”
Trudne i bolesne czy łatwe i przyjemne?
Jak napisała badaczka, obecne społeczności dążą do działań, które dają szybki efekt, są przyjemne, nie wymagają bólu ani nadmiernego wysiłku. Jak wiadomo, nie zawsze jest to możliwe. WArto jednak pamiętać o tym, że nie tylko działania trudne, skomplikowane, bolesne i wymagające wysiłku, prowadzą do celu.
Jak w każdej sytuacji warto pamiętać o umiarze – czyli o tym, by nie przesadzać w sposobie myślenia ani w jedna, ani w drugą stronę. Przecież pomiędzy ekstremalnie trudnym, a ekstremalnie łatwym działaniem jest jeszcze bardzo dużo miejsca. Również o tym, napisała Brown Brene „[…] osoby z tendencją do myślenia, że wszystko, co wartościowe, wiąże się z bólem i wysiłkiem (takie jak ja), powinny pamiętać, że to, co <<szybkie, łatwe i przyjemne>>, nie musi kłócić się z nadzieją. Przyjęłam ten fakt z niechęcią, bo należę do osób, które realizują jakiś cel dopóty, dopóki go nie osiągną. Przed badaniami wierzyłam, że trzeba krwi, potu i łez by coś miało znaczenie. Jak się okazało, znowu się pomyliłam.”
W jakiej sytuacji można się nauczyć nadziei?
Prawdopodobnie jeżeli nadal czytasz ten artykuł, zadajesz sobie właśnie to pytanie. Według Brown Brene, odpowiedź jest nastepująca: „uczymy się nadziei, kiedy zaczynamy rozumieć, że niektóre działania będą wymagały wysiłku, czasu i wyrzeczeń. Jednak nadzieja pokazuje też, że jeśli uda się nam osiągnąć coś szybko, łatwo i przyjemnie, to wcale nie znaczy, że jest to mniej wartościowe. Jeśli <<chcemy kultywować nadzieję, musimy być elastyczni i wytrwali. Nie każdy cel będzie taki sam. Istotę nadziei stanowią: pogodzenie się z rozczarowaniem, determinacja i wiara w samego siebie.>>”
Okazuje się zatem, że to elastyczność i wytrwałość są cechami niezbędnymi do budowania nadziei. Oczywiście stawiamy sobie bardzo różne cele, dotyczący różnych obszarów naszego życia.
Jednak Brown Brene twierdzi, że istotę nadziei stanowią:
- pogodzenie się z rozczarowaniem
- determinacja
- wiara w samego siebie
Jednak godzenie się z rozczarowaniami, tak naprawdę jest czymś, co obecnie bardzo trudno nam przychodzi. Dotyczy to nie tylko osób dorosłych lecz przede wszystkim młodzieży. To nie tylko moje obserwacje gabinetowe (Zarówno w pracy z dorosłymi jak i młodzieżą czy dziećmi) lecz rownież obserwacje wielokrotnie cytowanej w tym artykule badaczki, Brown Brene „jako naukowiec i wykładowca akademicki często spotykam się z nauczycielami i władzami szkół. W ciągu dwóch minionych lat zaczął narastać we mnie niepokój, że nasza młodzież jest coraz mniej skłonna godzić się z rozczarowaniami i ma silne poczucie, że coś jej się należy, a nie jest to tym samym co wiara w siebie. Jeśli ktoś uważa, że coś mu się należy, to nie musi w to wkładać wysiłku, wiara w siebie wskazuje zaś na to, że ktoś wierzy, iż potrafi coś osiągnąć. Niestety, połączenie strachu przed rozczarowaniem, poczucia, że komuś się coś należy, i presji na jak najlepsze wyniki prowadzi do beznadziei i zwątpienia we własne możliwości.”
Myślę, że to co bardzo jasno wybrzmiewa z zacytowanych przeze mnie treści to to, że budowanie nadziei to konstrukt złożony, który łączy się z poczuciem wartości bardziej, niż może się nam wszystkim wydawać.
Kiedy brakuje nadziei
Wielokrotnie zdarza się tak, ze nadziei brakuje, że nie ma jej wystarczająco dużo, że tracimy ją w sytuacji trwania w stanie trudnym, bolesnym czy niezrozumiałym dla nas. Brak nadziei, prowadzi do poczucia bezsilności – a to jedna z najbardziej obezwładniających i paraliżujących emocji, jakie może odczuwać człowiek.
Według Brown Brene „bezsilność jest niebezpieczna. Dla większości z nas świadomość, że nie możemy czegoś zmienić, oznacza pogrążenie się w czarnych myślach. Potrzebujemy odporności, nadziei i duchowości, które pomogą nam pokonać wątpliwości i strach.”
Nadzieja, daje siłę, która niestety bywa postrzegana jako coś negatywnego. A Brown Brene twierdzi, że „[…] najlepsza definicja siły pochodzi od Martina Luthera Kinga, który określił ją jako możliwość osiągania zmian. Jeśli mamy wątpliwości, czy potrzebujemy siły, możemy zadać sobie pytanie: <<Jak byś się czuł, gdybyś wiedział, że brak ci siły, by zmienić coś w „swoim życiu?>>”.
O kolejnych dwóch cechach czyli ćwiczeniu zmysłu krytycznego oraz pozbywaniu się tego, co nas otępia i pozwala zapomnieć o słabościach i bólu, napiszę w kolejnych dwóch tekstach. Zapraszam do lektury.