Szczęście to taki popularny ostatnio temat. Niemal każdy chce być szczęśliwy – bardzo szczęśliwy, w szybkim czasie, nie ponosząc zbytniego wysiłku – bo to przecież fajne, kiedy coś przychodzi szybko, łatwo a do tego przyjemnie i z pozytywnymi konsekwencjami. Prawda? Tak, to kuszące. Jednak jak tak naprawdę należy pracować nad szczęściem?
O tym jak wygląda moje szczęście przeczytasz tutaj.
Szczęście to proces
Sam nagłówek zapewne odziera Cię z tego kuszącego założenia, że szczęścia da się osiągnąć szybko i łatwo. Jak również z tego kuszącego fantazjowania, że szczęście można „zbudować raz na zawsze”. Otóż nie, to proces który trwa, wymaga czasu i co ważne, szczęście buduje się każdego dnia.
Szczęście jest lub go nie ma. To proces, który podlega fluktuacji . Czasami się pojawia, by na chwilę, krótszą lub dłuższą zniknąć. Po co? Po to, by kiedy powróci cieszyć się nim bardziej. Przecież wszystko to stałe i codzienne ulega dewaluacji. Dlatego zgodnie z tym co powiedział znany polski psycholog Jacek Santorski, szczęście to: „[…] hasło <<Collect moments not things>> oznacza, by szukać i zbierać momenty bliskości, empatii, autentyczności.” Zatem zbieraj wszystko to co dobre, pozytywne, bliskie. Skupiaj się na tych momentach – na tych chwilach, nawet jeżeli trwają bardzo krótko. Twoje skupienie na nich jest przedłużeniem ich trwania.
Buddyzm? Stoicyzm? Filozofia wschodu?
Tak naprawdę w budowaniu szczęścia, nie ma znaczenia, wyznanie, kultura czy status społeczny. Do szczęścia można dojść bardzo różnymi drogami, jednak tak naprawdę to budowanie szczęścia zależy tylko…od CIEBIE, bo
„cała sztuka polega na tym, by przyjmować i przetwarzać to, co nas spotyka. Tylko na tyle dbać o swoją przytomność, dojrzałość i o siebie, żebym ja miał <<to coś>>, co przychodzi do mnie, a nie żeby <<to coś>> miało mnie”, jak powiedział Jacek Santorski.
Co miał mówiąc to na myśli? To o czym tak często mówię w gabinecie czy na warsztatach – odczuwanie wszystkich stanów emocjonalnych czy emocji jest w porządku. Nie ma złych ani dobrych emocji. Jednak znaczenie ma to, czy to Ty zarządzasz emocjami, czy one zarządzają Tobą.
Jak bywa u Ciebie?
Druga ważna sprawa to kwestia, nazywanego przeze mnie „hodowania” – czy przeżywane emocje hodujesz, czy pozwalasz im być, przeżywasz je i uwalniasz, by swobodnie odeszły? Większość z nas hoduje, niestety najczęściej te przykre emocje, jak złość, żal, smutek, poczucie straty…A przecież to niczego nie daje, nie tylko Ciebie nie rozwija, lecz przede wszystkim stoi na drodze Twojego rozwoju, dobrego samopoczucia, podstawowego funkcjonowania i samorealizacji.
Co kupujesz?
Według Santorskiego, nie dążymy do szczęścia,
„[…] tylko doznania, które pojawiają się w trakcie pracy nad szczęściem. Ludzie cyniczni w biznesie mówią, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A przecież wiadomo, że nie chodzi o pieniądze, tylko o honor, o ego, o zawiść, o władzę.”
To bardzo ciekawe założenie i w moim odczuciu bardzo prawdziwe. A co Ty kupujesz?
W poszukiwaniu szczęścia można kroczyć po bardzo krętej ścieżce, z pułapkami, których możesz być nieświadoma/nieświadomy. Taką pułapką może być to, że poszukując szczęścia, będziesz dążyć do sytuacji, w których będzie Ci przyjemnie – zatem spotkania z coachem, który wciąż powtarza, „dasz radę”, „wszystko jest możliwe”, może to być cokolwiek innego, co iluzorycznie daje poczucie szczęścia.
Według Santorskiego
„ludzie bardziej szukają doznania szczęścia, doznania bycia sobą, rozpłynięcia się w swojej samotności lub rzeczywistego jej przekroczenia, niż szczęścia, które jest produktem na przyszłość.”
Zgadzasz się z tym? Tak często godzimy się na półśrodki, zamiast przyjąć to, co jest rzeczywistym „rozwiązaniem”, „produktem”.
Bardzo często zadowala nas ilość albo intensywność – nie jesteśmy smakoszami życia. Wykonujemy pracę, której nie lubimy, bo daje prestiż albo odpowiedni status finansowy, spotykamy się z ludźmi, z którymi nie chcemy spędzać czasu, bo „co sobie o nas pomyślą”, „bo wypada”, nie dajemy sobie szansy na robienie tego, co nas porywa, „bo nie wypada”, „bo w moim wieku…”, „bo dla mnie już za późno”.
Czy naprawdę nie wypada? Jest za późno? Czy naprawdę tak ważne jest to, co sobie pomyślą inni? Myśląc w taki sposób, stawiasz cały świat na pierwszym miejscu, włącznie z ludźmi, których nie znasz, a siebie na drugim – degradujesz siebie, swoje potrzeby. Kastrujesz się emocjonalnie, nie dając sobie pozwolenia na przeżywanie emocji, które się pojawiają, wreszcie odbierasz sobie szanse na to, czego pragniesz.