Niemal cały czas słyszę podczas sesji lub w wypowiedziach znajomych, że „coś muszą”, „coś powinni” lub ktoś wobec nich coś „powinien” lub, że czego „nie wypada”. I pomimo tego, że większość z moich znajomych to świadome osoby, pracujące ze sobą, dbające o siebie, to jednak ten nawyk jest tak głęboko zakorzeniony…
Muszę, powinnam, nie wypada mi…
Niemal każdy z nas, kiedy od kogoś usłyszał te słowa – być może była to nauka od rodziców a być może komentarz do ówczesnego zachowania. Nie ma to większego znaczenia – znaczenie ma to, że wszyscy jesteśmy otoczeni tymi słowami i zwrotami – rodzinnie, w systemie edukacji jak i poprzez media. Nic zatem dziwnego, że niemal automatycznie te słowa „wchodzą nam w usta” i prawdopodobnie, nawet nie zastanawiamy się nad tym, jaki maja one wpływ na nasze życie.
O tym jak słowa wpływają na ludzkie życie, pisałam już jakiś czas temu w artykule „Zdrowa semantyka, czyli jakie znaczenie mają słowa [cz. 1]” zachęcam do lektury.
Problem polega na tym, że te słowa są kulturowo osadzone w życiu społecznym – nie ma znaczenia ile mamy lat, jakie mamy wykształcenie. Czy pochodzimy z wielkiej aglomeracji czy z wioski o której istnieniu większość ludzi nie ma pojęcia. Ponadto, stosuje się te słowa od bardzo, bardzo dawna…a w języku polskim, maja one bardzo jednoznaczne, negatywne konotacje.
„Musisz”, „powinnaś”, „nie wypada” – czyli jak to wygląda od środka?
Bo zastanów się – czy kiedy ktoś mówi Ci, że coś „musisz”, masz ochotę to zrobić czy może pojawia się w Tobie naturalny „opór” – niechęć do działania?
A kiedy ktoś Ci mówi, że coś „powinnaś/powinieneś” – to są słowa, które skłaniają Ciebie do refleksji czy raczej wpędzają w poczucie winy? Większość osób, odczuwa te przykra emocje, która jest bardzo obciążająca. „Mistrzowie”, potrafią poczucie winy hodować latami – z ogromnym powodzeniem, które nie prowadzi do niczego innego, jak do wewnętrznej destrukcji.
A jak to jest z tym stwierdzeniem, ze coś „wypada” albo „nie wypada”? Wiesz ile, według oczekiwań społecznych, „nie wypada” kobiecie po 30-stce? Albo kobiecie, która jest mamą? W ogóle to ciekawe, że to kobietom więcej „nie wypada”.
Zastanów się następnym razem, kiedy użyjesz tych słów wobec siebie lub kogoś innego czy one rzeczywiście sprawiają, że zbliżasz się do postawionego efektu.
Wątpliwości
Pojawiają się nie tylko w życiu prywatnym lecz również w zawodowym – to mogą być wątpliwości dotyczące talentów, umiejętności, wiedzy. To są wątpliwości, które zauważyć łatwo, są jednak jeszcze wątpliwości, które wyrażają się nie wprost, w myślach typu:
– „Tym razem mi się udało – miałam szczęście” – czyli skierowanie efektu działania, na siły zewnętrzne (to nie dzięki swojej pracy, wiedzy, umiejętnościom czegoś dokonałam, a dlatego, że „miałam szczęście”)
– „Udało mi się, le to żaden wyczyn” (dewaluacja dokonanych efektów – zupełnie tak, by były osiągnięte bezwysiłkowo); tutaj samo słowo „udało” już kieruje tok myślenia na taki, który wskazuje, że to przecież przypadek, bo „się udało”, a nie „jak dokonałam/zrobiła/osiągnęłam”
Nie wiem czy już tych kilka zdań wystarczy ci by zauważyć, jak bardzo szkodliwe są te słowa i myśli (myśli to też słowa – tylko nie wypowiedziane). Według Brown Brene:
„Wątpliwości przeszkadzają w odnalezieniu naszych prawdziwych talentów. […] Wątpliwości często opierają się na tym, co „powinniśmy” – czyli na dopasowywaniu się do oczekiwań innych, perfekcjonizmie, przypodobywaniu się i udowadnianiu własnej wartości:
1. <<Mam dbać o to, by dobrze zarabiać, a nie o sens swojej pracy>>
2. <<Mam zostać _____, bo wszyscy na to liczą.>>
3. <<Powinienem nienawidzić swojej pracy, tak jak wszyscy wokół.>>
4. <<Jeśli jestem odważny, powinienem zrezygnować z pracy i zacząć robić coś fajnego. Nie ma co się przejmować pieniędzmi!>>
Podejmowanie decyzji przez pryzmat przypodobania się rodzinie, grupie rówieśniczej, środowisku w pracy sprawia, że niezwykle łatwo zgubić to, co ważne, swoje priorytety, zatracić własne wartości – tylko dlatego, że one nie są takie jak u innych. Bardzo często wówczas pojawia się lęk – i to jest juz niemal idealny duet do tego, by zatracić siebie, całkowicie i działać tak, jak oczekuje tego inni. A jeśli jeszcze tego nie wiesz, działanie tak jak oczekują tego inni, nie oznacza korzystnie/dobrze/zdrowo dla Ciebie.
Konfrontacja…ze sobą
Co zatem zrobić aby się nie zatracić? Brown Brene napisała o czym, z czym całkowicie się zgadzam: „by móc pokonać wątpliwości i to, co „powinniśmy”, musimy zastanowić się nad sensem tych informacji. Czego się boimy? Co jest na liście rzeczy, które „powinniśmy” zrobić? Kto tak mówi? I dlaczego?” To chyba dosyć jasne prawda? Nie, nie napisałam, ze to proste 😉
Zdaję sobie sprawę z tego, że konfrontacja z własnymi emocjami i myślami, może być procesem trudnym, skomplikowanym, a nawet bolesnym. Znam to ze swoich własnych doświadczeń – uciekanie przed nimi wydawało mi się najłatwiejszym i najbardziej skutecznym rozwiązaniem. Jak się jednak okazało tylko na chwilę, a konsekwencje trwały znacznie zbyt długo i były jeszcze bardziej bolesne. Jednak jedno takie doświadczenie to było dla mnie za mało – wielokrotnie to powtarzałam.
Teraz już wiem, że emocje i myśli są w pewnym sensie takie same jak dzieci – im bardziej je ignorujesz, zaprzeczasz im, udajesz, że wcale Ci nie towarzyszą, tym staja się głośniejsze i szarpią jeszcze bardziej za rękaw – pragną być zauważone i zadbane.
Co warto z nimi zrobić? Skonfrontować się! Co to znaczy? Zauważyć je wszystkie, nazwać i zaakceptować, że one są. Nie zaprzeczaj im, nie daj się wciągnąć w myślenie, że „nie powinnaś/nie powinieneś” ich teraz czuć, że są „absurdalne” lub jakiekolwiek inne. Zauważ wszystkie swoje emocje i myśli bez oceniania – nazwij je i potraktuj jako fakt.
Wiele razy powtarzam to w gabinecie i podczas warsztatów – emocje są faktem, jeśli je czujesz właśnie teraz, to znaczy, ze one istnieją i nie ma znaczenia, czy ktokolwiek oceni je jako zasadne, adekwatne czy cokolwiek podobnego – nie ma adekwatnych emocji. Emocje, to emocje – dobrze to zapamiętaj i nie pozwól, by ktokolwiek przekonał Cię, że jest inaczej 🙂
To naturalne, że może się w Tobie pojawić obawa, że skoro zauważysz i nazwiesz te emocje to dasz im siłę. Jednak jest dokładnie odwrotnie – Brwon Brene napisała, że konfrontując się z emocjami „ zaczynamy panować nad sytuacją. Mamy okazję powiedzieć: <<Rozumiem. Widzę już, czego się boję, ale i tak to zrobię.>>”. I ja się z tym zgadzam – dlatego przestań wierzyć w ten mit, że konfrontacja z emocjami daje im siłę.
Jesteś wystarczająco dobra/dobry, jesteś wartościowa/wartościowy, jesteś kompletna/kompletny
Zadbaj o to, żeby nie hodować wątpliwości – zastanów się jakie są Twoje priorytety i potrzeby, jakie czujesz emocje i jakie są Twoje myśli. A kiedy zrobisz to wszystko, naturalnym stanie się zaprzestanie dążenia do tego, czego oczekują od Ciebie inni, co robi większość i co „wydaje się” dobre. Jak napisała Brown Brene: „by pokonać wątpliwości, musimy uwierzyć, że jesteśmy kimś w dostatecznym stopniu, i przestać się przejmować oczekiwaniami innych ludzi.”
Weź sobie głęboko do serca to, co powiedział teolog Howard Thurman –
„nie pytaj, czego świat potrzebuje. Pytaj o to, co sprawia, że chce ci się żyć, i właśnie tym się zajmuj. Bo świat przede wszystkim potrzebuje ludzi, którym chce się żyć”.