Wielokrotnie oceniamy to, co czujemy – to pozytywna emocja czy negatywna? Jeżeli to czuję, jestem słaba czy silna? Czy jeżeli cierpię, to dobrze czy źle? Jaki sens ma cierpienie? Uwikłaliśmy się w definiowanie siebie poprzez to, co czujemy. Czy słusznie?
Jaki sens ma cierpienie?
Stawiacie sobie czasami takie pytania? O sens, o to po co to? O to dlaczego tego doświadczam i jakie to jest, co to mówi o mnie? Albo, jak przez pryzmat tego co czuję, ocenią mnie inni? Co sobie o mnie pomyślą?
To zupełnie naturalne pytania. Naturalne jest to, że człowiek poszukuje odpowiedzi. Budujące jest to, że usiłujemy poznać siebie. Jednak nie zawsze ten proces jest przyjemny i łatwy. Często zbaczamy w nim w kręte i ciemne uliczki. Widzimy w nich zupełnie nie to, co chcielibyśmy zobaczyć.
Temat cierpienia, to ogromny worek, tak wiele w sobie mieści. Ja chcę w tym artykule skupić się na bardzo konkretnej perspektywie cierpienia.
Cierpienie jest słabością
Czy znacie takie myśli? Oceniające myśli, że cierpienie jest oznaką słabości. Albo, że nie powinniście cierpieć tak długo albo tak bardzo? Albo, że powinniście szybciej „dojść do siebie”, „wziąć się w garść”? Może zdarzało Wam się to słyszeć od innych – bliskich, współpracowników, znajomych?
Co w sytuacji kiedy pada diagnoza o depresji, żałobie, chorobie dwubiegunowej? Czy wtedy cierpienie związane z diagnozą, jest postrzegane jako słabość?
Z mojego doświadczenia zawodowego, jak i prywatnego wynika, że doświadczając takich sytuacji, mamy dar pogrążania siebie. Widzimy cierpienie jako czynnik, który nas negatywnie definiuje. Cierpienie staje się tym od czego uciekamy, a czasami znienawidzoną częścią nas samych.
Odczuwamy konflikty wewnętrzne, przestajemy chcieć siebie poznać, chcemy zagłuszyć cierpienie, które czujemy. Czy słusznie? Ja uważam, że nie.
Czy cierpienie mnie definiuje?
Bywa, że budujemy w sobie przekonanie, że to słuszny wybór. Postrzegamy depresje czy inną chorobę, jako nierozerwalną, negatywną część siebie. Często widząc ją jako taką, która nie przeminie, nie odejdzie, nie pozwoli nam „normalnie żyć”.
Jak ciężko jest budzić się każdego ranka, z myślą o tym, że nasze doświadczenie, jest kompletną definicją całości. Definicją jakiej nie chcemy, którą chcemy wyrzucić z siebie, z tak częstym poczuciem „i tak się nie uda”.
Wprowadzenie klasyfikacji ICD-10 czy DSM doprowadziło do tego, że możemy klasyfikować choroby i zaburzenia. To bardzo potrzebne w systemie opieki zdrowotnej. Czy potrzebne z perspektywy psychologicznej? Pytanie jak na to patrzymy – jeżeli diagnoza jest traktowana jako definicja całości, niekoniecznie.
Kelly Wilson na warsztacie na którym byłam, powiedział coś bardzo ważnego. Poświęcił temu sporo czasu. Jego słowa zainspirowały mnie do napisania tego artykułu.
Według Niego cierpienie, nie jest słabością. Cierpienie nas nie definiuje. Cierpienie jest częścią nas. Jeżeli się uwydatnia, potrzebna jest jego akceptacja – bez oceniania. To zupełnie jak postrzeganie myśli i emocji w medytacji. Chcemy być ich świadomi, a jednocześnie ich nie oceniać.
Wilson, współtwórca Terapii Akceptacji i Zaangażowania (ACT), tak właśnie ujmuje cierpienie – jako jedno z doświadczeń. I nawet jeżeli to cierpienie wynika z postawionej diagnozy, to nas to nie definiuje jako całości. To jedynie część opowieści o nas. Jak wiele innych życiowych doświadczeń.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o tym, co działo się na warsztatach z Kellym Wilsonem, zapraszam do nadrobienia zaległości: „Pokochaj siebie jak tego, kogo kochasz najbardziej na świecie. Kelly Wilson – warsztat ACT.”
Czym zatem jest cierpienie?
Cierpienie to nic innego, jak nasze doświadczenie. Z pewnością to mniej przyjemne, mniej chciane. Jednak wciąż jest to jedno z tysięcy doświadczeń jakie za nami i przed nami. Cierpienie nie jest sygnałem o słabości, nie definiuje nas jako całości, nie mówi jacy jesteśmy.
Cierpienie nie uszlachetnia, nie jest doświadczeniem gwarantującym metamorfozę. Jednak jest doświadczeniem, przez które przechodzi każdy człowiek. Co wcale nie znaczy, że jest on gorszy. Znaczy jedynie tyle, że jest człowiekiem, że czuje.
Diagnoza o chorobie czy zaburzeniu, nie świadczy o tym, że jesteśmy gorsi. Nasza inność, nie świadczy o tym, że jesteśmy zaburzeni. Jednak w każdym z tych przypadków możemy odczuwać cierpienie.
Co by się stało, gdybyśmy umieli cierpienie, traktować z życzliwością?